czwartek, 29 października 2015

Bo od czegoś trzeba zacząć

Z góry proszę mi wybaczyć wszelkie błędy językowe i powtórzenia, ponieważ posta piszę po 23, a o tej godzinie przestaje mi pracować mózg.

Pewnie każdy początkujący bloger miał pewien, bardzo ważny problem jak zacząć swojego pierwszego posta. Mam go również i ja, więc myślę, że powinnam po prostu napisać trochę o genezie i koncepcji powstania tej oto stronki internetowej, przedstawić się oraz po prostu po tym wywodzie przejść do rzeczy. Nie będę więc pisać długiego wstępu, tylko przejdę od razu do rzeczy.

Pewnego jesiennego wieczoru około godziny siedemnastej po bezczynnym leżeniu przed komputerem, jak prawie każdego dnia w czasie wolnym, przyodziałam swoje jedyne spodnie jakie noszę, zarzuciłam na siebie babciny sweter leżący na moim łóżku i parkę kupioną tydzień temu w Zarze (jedna z nielicznych rzeczy w przeciągu ostatnich kilku lat jakie kupiła mi mama). Brat jak zwykle nie zwracał uwagi na to, że gdzieś się wybieram, był za bardzo zajęty graniem w "Wiedźmina 3". Włożyłam zniszczone conversy w rozmiarze 35, schowałam klucze do kieszeni, po czym usadowiłam wygodnie słuchawki na swojej głowie i wyszłam z mieszkania. Moja wyprawa nie była jednak bezcelowa: zmierzałam do gabinetu mojej Pani Psycholog. 
Miałam na tamtejszą wizytę przygotować listę dziesięciu rzeczy, które sprawiają mi przyjemność w życiu. Jedną z nich (bodajże znajdowało się to pod punktem piątym) było chodzenie po lumpeksach, wyszukiwanie istnych perełek wśród sterty rzeczy używanych niegdyś przez bogatych obcokrajowców oraz tworzenie z nich stylizacji, żeby wszystko trzymało się kupy. Serio, to moja obsesja dająca mi radość, która niestety po cichu opada. Na szczęście polecono mi rozwinąć swoje pasje i założyć bloga o takiej właśnie tematyce, o czym z resztą kiedyś myślałam, ale nie mogłam się zebrać do mobilizacji. Pomyślałam "Czemu nie?". I tak właśnie piszę pierwszego posta! Mam tylko nadzieję, że się nie zniechęcę przez małą ilość osób lajkujących i komentujących.

Dlaczego taka tematyka? Odpowiedź jest prosta: chyba każda dziewczyna lubi się ładnie stroić (modnie, alternatywnie lub coś pomiędzy), ale nie każdą stać na drogie, markowe ubrania. Wokół siebie widzę osoby, które owszem, prowadzą blogi ze swoimi stylizacjami, jednakże zazwyczaj mają wysoki status majątkowy (lub ich rodzice mają, nevermind). Wiadomo: przeciętnej dziewczyny na to nie stać. Może to być spowodowane ciężką sytuacją finansową w domu. Takim istotkom zapewne przychodzi do głowy "Meh, chciałabym być bogata i wyglądać ładnie, ale nie jestem i nie mogę". Chcę obalić ich myślenie i pokazać, że ładnie się ubrać każdy może bez względu na grubość portfela (hahah, to zdanie z wykrzyknikiem brzmi jak u zmotywowanego bohatera gatunku anime "shounen", który z wrodzonym optymizmem w sobie chce osiągnąć swój cel ciężką pracą pomimo braku odpowiednich umiejętności na początku swojej "kariery")! Tak, wiem, youtuberki robią swoje lumpeksowe haule. No ale one tylko pokażą rzecz i papa, nie zestawią jej z niczym dla przykładu, po prostu się chwalą. Ja chcę być inspiracją w tej dziedzinie zakupów.
Drugi powód założenia bloga: to ma być dla mnie pewnego rodzaju formą terapii. Bym znalazła jakiś mały sens w życiu i rozwijała pasję zamiast tylko, za przeproszeniem, siedzieć na dupie i mieć weltschmerza. Nie uda mi się to jednak, jeśli nie będę mieć zainteresowania ze strony innych. Dlatego już proszę: komentujcie. Jak Wam się podoba, to chwalcie, jak nie to wyrażajcie opinię co zrobiłam nie tak. Nie zamierzam stać całe życie w miejscu, jednakże jestem człowiekiem, który szybko się demotywuje do działania. Posiadam słomiany zapał i jeśli nie widzę sukcesów: rzucam wszystko w kąt i idę nołlajfić na facebooku.
Trzecia przyczyna tego motywu przewodniego: najzwyczajniej w świecie nie stać mnie na kupowanie w sieciówkach. To znaczy niby stać, ale wolę za tę samą cenę kupić od dwóch do nawet dwudziestu pięciu rzeczy, lub kupić jedną, a pozostałą kwotę przeznaczyć na coś innego, co sprawi mi równą przyjemność (np. kosmetyk, mam manię szminek!). Zwłaszcza, że są po prostu ładne. No i wszystko w sieciówkach wpadające w mój gust jest drogie. A moja rodzina może nie jest jakaś przesadnie biedna, ale kokosów mama również nie zarabia. Majętność mojej familii utrzymuje się na poziomie mocno przeciętnym.

A, i z góry mówię: Jeśli szukasz inspiracji w stylu Maxineczki czy innych tego typu blogerek modowych, to nie masz tu czego szukać. Mnie taki styl ubioru nie interesuje, bardziej ciągnie mnie do odmienności, czy to mniejszej czy większej. Nie ograniczam się także tylko do jednego stylu, ubieram się po prostu jak chcę. Jednego dnia mogę ubierać się cała na czarno, z motywem koszulek rodem marki killstar, następnego w stylu grunge, gdzie czasem na serio wyglądam jak zadbana bezdomna (gdzie ratuje mnie makijaż), a kolejnego poranka wstanę i zażyczę sobie "chcę być damą", i tak się właśnie przyodziam. A, i nie boję się zakładać kolorowych peruk. Z resztą dziwne by to było, gdybym krępowała się je nosić mając włosy w różowej barwie.
Uff... ale się rozpisałam! No nic, zostało mi tylko zaprezentowanie co założyłam dziś do szkoły. Tak, specjalnie się wystroiłam na rzecz pierwszego posta, niestety miałam możliwość tylko strzelenia słitfoci w lustrze.

Od góry:
Peruka: Aliexpress
Obroża: Aliexpress
Welurowy crop top: Second-hand
Phone case: Aliexpress
Spodnie: Second-hand
Czarne skarpetki z błyszczącą nitką: primark
Glany: używane, kupione od kogoś na allegro.pl

To "artystyczne" zdjęcie butków i brokatowych skarpetek z primarku musiało się tutaj znaleźć.

No, to tyle na dziś. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam swoim długim wywodem oraz post Wam się w miarę podobał. Następnym razem postaram się bardziej! Tymczasem kończę na dziś. Życzę Wam dobrej nocy (lub dnia)!
Natasha